Witajcie!
Do tej pory nie byłam fanką puchowych kurtek. Zimową garderobę ograniczyłam do długich płaszczy oraz jednej czarnej parki i tego się trzymałam przez kilka lat. No i jeszcze jedna kurtka sportowa, typowo na wyjście w góry oraz narty. Puchówki wydawały mi się bezkształtne - nie takie klasyczne i eleganckie, jak długie wełniane płaszcze, mniej praktyczne od ocieplanej parki.
Ale w tym roku wygoda wygrała. Paskudna pogoda oraz ogólne zabieganie, które powoduje, że spędzam poza domem praktycznie cały dzień, sprawiły, że postanowiłam spróbować i dać szansę ciepłej puchówce. To musiała być kurtka do zadań specjalnych: najlepiej długa, koniecznie z kapturem, nieprzemakalna i w jednym z dwóch kolorów: bordowym lub czarnym. Tradycyjnie z drugiej ręki, żeby nie żałować inwestycji, gdyby się jednak okazało, że się nie polubiłyśmy. Póki co trwa oswajanie, ponieważ zimowa aura, wiatr i plucha sprzyjają noszeniu kurtki puchowej, która otula i grzeje jak porządna kołdra. Niezależnie od pory dnia i tego jaka pogoda zastanie mnie na trasie praca-remont-trening-dom, ma grzać i być wygodna.
Nowsze fasony prezentują się coraz lepiej - nie powiększają swoich właścicielek o kilka rozmiarów (chyba, że decyduje się ona świadomie na oversize), lecz pozwalają wyglądać proporcjonalnie i bardziej elegancko, niż modele sprzed kilku(nastu) lat. U mnie najlepiej sprawdza się w stylizacjach codziennych oraz sportowych, a na elegancką odsłonę jeszcze przyjdzie czas.
Kurta i szal | Coat & Scarf: SH / Rękawiczki | Gloves: Mango / Sweter i czapka | Sweater & hat: Ae Woman / Trapery | Hiking boots: CzasNaButy / Plecak | Backpack: Baggage